czerwca 23, 2017

Renia, ja mam tylko 20 lat...


Budzi Cię dzwonek telefonu. SIÓDMA? Kto to może być, przecież mam dziś wolne i lekarza na dziesiątą. Tak myślisz, ale 2 minuty później już wiesz, że wolne się ulotniło, a zamiast miękkiego łóżka, leży pod Tobą właśnie stosik żarzących się kamieni, które motywują do spełnienia przeklętego obowiązku.

Przychodzisz lekko spóźniona, z równie lekkim makijażem. Nie było czasu na zwykły. Ubierasz fartuch i sprawdzasz czy Aśka zostawiła Ci wszystkie pojemniki w wózku. Brakuje jednego, cholera. Pierwsza próba Twojej cierpliwości - wynik pozytywny. Ktoś Ci go pożyczył. Czekasz z innymi dziewczynami na przyjazd wielkich kotłów. Powoli jadą, z tymi kosmicznych rozmiarów chochlami. Są. Już tylko załadować i na oddział.

Winda znów nie działa. Jak się tam teraz dostać? Brakuje Ci przekleństw, ale przypominasz sobie, że przecież jest jeszcze jedna winda na korytarzu. Będzie dalej, ale będzie. Wjeżdżasz wózkiem na oddział i skręcasz do kuchni. W końcu nikt nie będzie patrzył. Patrzysz w lustro w windzie i przypominasz sobie, że jedziemy w niej razem. Poprawiasz jeszcze włosy, fartuch i jesteśmy na odpowiednim piętrze. Wysiadka.

Zamykamy drzwi i spokój. Cisza. 

Woda? Może woda z cytryną lub miodem? Pytasz mnie i nalewasz w zasadzie bez usłyszenia odpowiedzi. Po chwili dołącza do nas pani Jasia. Jest dużo starsza, ale wigorem przebija nas obie razem wzięte.

- O, widzę, że młodziutka dziś też z Tobą do pomocy. - mówi z uśmiechem a Ty lekko potakujesz i bierzesz się za wyjmowanie talerzy. Pytam czy mogę pomóc i zaraz to ja przejmuję tą rolę, a Ty otwierasz po kolei pojemniki.

Cukrzyca, trzustka, wątrobowa, bezgluten... Rutyna.

Pieczywo i twaróg rozłożone tam gdzie trzeba, więc pora na masło. Kiedy ja zastanawiam się ile faktycznie jest masła w maśle, Ty nerwowo zerkasz w małe lusterko, które nosisz w torebce. Rozdawanie śniadań idzie nam bardzo sprawnie. Pacjenci dziś wyjątkowo mniej marudzą, a ja, ze względu na miłe wspomnienia z debiutu, także staram się umilić im ten czas i wnieść iskierkę w często zmęczone oczy. Przypomina mi się historia, którą opowiadała kobieta, która pracuje na zmianę z Tobą. Kiedyś winda była tak długo zepsuta, że zwłoki w workach także znoszono po schodach, na których często widzę przypadkowe osoby, rodzinę przychodzącą w odwiedziny do pacjentów i liczącą na poprawę ich samopoczucia...

Kończymy rozdawać śniadanie, wracamy na nasz oddział do kuchni i jemy śniadanie. Jeszcze chwilę z Tobą siedzę, słuchamy radia(wrażenia jakie robi na mnie magnetowid z symbolem AC/DC nie psuje nawet fakt, że jest nastawiony na stację disco polo i kolejny raz słyszę "Nie przestawaj tańcz, bogini seksu...". Na zegarze 9.30, więc żegnam się i schodzę do pokoju, w którym prawdopodobnie spędzę najbliższe godziny na nauce na egzamin, a potem wrócę do Was na obiad.

Mi też ktoś wydaje polecenia, co kończy się tym, że przychodzę w wyjątkowo dziwnej porze. Już po śniadaniu a jeszcze długo do obiadu. Kazano mi pójść na dwie godziny posiedzieć na oddziale. Ale na którym? Jako, że  chodziło o zapchaj dziurę, a drogę pamiętam tylko do dwóch oddziałów, wybieram Twój. Zwyczajnie było normalniej.

Pytam czy mogę zostać i po chwili kolejny dziś raz witam się z panią Jasią. Uśmiechnięta od ucha do ucha opowiada o tym jak pojechała rowerem na peryferie do sklepu, gdzie pracowała kiedyś jej córka i kupiła sobie sukienkę na wesele kogoś z rodziny. Odgryza kolejny kawałek kaszanki i opowiada dalej, tym razem o butach. Takich za dwie dychy. One są bardzo ładne, ale tylko na raz. Na wesele i do śmietnika!

Wszystkie śmiejemy się, gdy historie się nie kończą. Jedynie kaszanka. Gdy Jasia kontynuuje, szukasz czegoś w torebce. Jest. Lusterko. Wyjmujesz też malutką kosmetyczką - fluid, tusz do rzęs, puder.

Madzia zaczyna mówić o tym, jak mało zarabiacie w stosunku do ciężaru pracy. Przewija się temat marudnych kierowników, wywyższających się sprzątaczek.

- Gdybym była sama, nie utrzymałabym się z tej pensji. - mówisz nakładając kolejne warstwy tuszu na rzęsy.

Dyskusja staje się coraz bardziej żarliwa, poglądy spotykają się w jednym miejscu. Tylko czy to coś zmienia? Temat staje się jeszcze bardziej irytujący, bo nikt się za Waszymi prawami niestety nie wstawia. Miejscowo nakładasz podkład i rozprowadzasz po całej twarzy. I coś wychodzi... Musisz po pracy iść ze swoim partnerem ustalić szczegóły jutrzejszego spotkania z komornikiem.

- Nie martw się, dziewucha, oni najczęściej wchodzą na pensję i pobierają z tego opłaty. Nie będą Ci nic wynosić z chałupy.

Wydaje się, że te słowa i tak niespecjalnie Cię pocieszyły. Warstwa makijażu też na nic nie wpłynęła. A Ty mówisz dalej...

- Oby innym się bardziej poszczęściło. Nie to co my. Oby się młodziutkiej udało, bo to nie jest życie jak teraz. I jeszcze te wszędzie te zołzy, które tylko plotkują. Przychodzisz nowa do pracy, a następnego dnia każdy cię zna i chce tobą rządzić. Ludzie uciekają. Dziewczyny młode przychodzą do pracy a po kilku tygodniach odchodzą, bo tu nie warto siedzieć.

Jeden z niewielu razy mówisz coś tak bezpośrednio o mnie. Co zrobić, żebyś zobaczyła, że nie jesteś w przegranej sytuacji? Pani Jasia potrzebuje jeszcze tylko 1,5 roku do emerytury. Ty masz przed sobą co najmniej 20 lat pracy... Co mam Ci powiedzieć? Że wierzę, że w każdym wieku można się uczyć i warto być panem swojego losu? "Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem"? 

Mogłabym naprawdę wiele, ale czy byś mi, młodej dziewczynie, chociaż uwierzyła gdybym Ci powiedziała, że nie potrzebujesz takiej warstwy makijażu, bo to już wystarczy i wygląda dobrze?  Że jedyne źródło, w którym warto szukać to Ty i że zawsze jest szansa na zmianę warunków w jakich się żyje? Że jesteś silną kobietą, którą stać na bardzo wiele, ale która nie dostrzega w tych wszystkich latach, które już za nią, masy powodów do dumy?

Być może nie dotknęłoby mnie to tak, gdybyś nie była kolejną kobietą w tym wieku, która zapomniała jak wiele może.W czasach gdy babcie mają konta na instagramie i wrzucają tam zdjęcia swoich kuchennych poczynań, a młode dziewczyny z kolei chwalą się "zdrowym trybem życia" i chodzeniem na siłownię, jest grupa pomiędzy, która uznaje swoje istnienie za przegrane. To mnie boli.

Powiedziałabym Ci wtedy to wszystko, jak kolejnej osobie, w której chciałabym rozpalić iskrę wiary w siebie, ale... ja mam tylko 20 lat.



5 komentarzy:

  1. Ciekawie piszesz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło to słyszeć/czytać/widziećchoćbytylko!

      Usuń
  2. Bardzo dobre to... Mocne, prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Budzikom śmierć. Nienawidzę jak mnie telefon budzi w weekend.

    Bardzo dobry tekst!!!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Hansownie , Blogger