lipca 11, 2017

Jestem jedną z TYCH polek...

Cześć nieznajomi,

Od roku trzymam w sobie historię, która często sprawia, że na pewien rodzaj wiadomości reaguję szczególnie źle.


Od kilku lat informacje o atakach w różnych stronach światach pojawiają się coraz częściej, ale nie czułam tego nigdy tak jak teraz. Każde krajowe wiadomości szczególną uwagę przywiązują do ilości ofiar polskiego pochodzenia. Chcemy wiedzieć co z rodakami. Co prawda, nie są dla nas żadnymi krewnymi, ale w takiej sytuacji czujemy mocną więź. Jesteśmy jednym i to wróg nas jednoczy. Nawet jeśli ofiara miała kiedyś babcię pochodzącą z Polski, czujemy się zobowiązani by chwilę o niej pomyśleć. To prawie polacy. A co z jej rodziną w naszym kraju? Co dzieje się po czasie medialnego szumu z tymi polakami? To przeraża, ale po kilku minutach ochłonięcia, oddajemy się sprawom, które dotyczą nas bardziej bezpośrednio - praca, szkoła, zrobienie obiadu. Wszystko co proste i odciąga od negatywnych myśli. To naturalne, że nasz mózg chroni nas przed przyjmowaniem na siebie całego ludzkiego cierpienia, ale...

Co jeśli powiedziałabym Ci, że jestem jedną z tych polek?

Przenoszę się do wakacji w zeszłym roku. Wychodzę jak każdego lipcowego dnia na przystanek i czekam na bus, który ma mnie zawieźć nad morze. To miły początek dnia. Jeden z pierwszych dni, gdy choć sprawy formalne związane z przeprowadzką mam załatwione i choć o jedno zmartwienie jestem lżejsza. Postanowiłam to uczcić i ubrałam sukienkę. Starannie choć delikatnie, się pomalowałam i myślałam co byś mi powiedział jeśli mielibyśmy okazję zaczynać ten dzień razem. Tak bardzo chciałam żebyś się uśmiechnął i cieszył się ze mną, że te piekielne papiery mamy już z głowy. Tęskniłam i Ty też, ale zostały nam jeszcze prawie dwa miesiące spotkań wyłącznie na małych ekranach.

Bus był punktualnie. Droga jak codziennie nieco się przedłużała. Liczba turystów wciąż wzrastała, a jedna droga wjazdowa do miejscowości gdzie pracowałam nikomu nie ułatwiała poranków. W końcu dojechaliśmy. Telefon zawibrował. To Ty. Witasz się i życzysz mi miłego dnia jak każdego ranka, gdy akurat nie masz chwili na dłuższą rozmowę. Na widok wiadomości od razu się uśmiecham, nie wiesz nawet jak bardzo...
Od śniadania nad morzem, które mam w ostatnie dni w zwyczaju, dzieli mnie już tylko kilka minut, gdy nagle dostaję od Ciebie kolejną wiadomość:

W METRZE, W MOIM WAGONIE ZNALEZLI PLECAK.

W pierwszej chwili naprawdę nie wyłapuję co masz na myśli i dopiero pisząc pytanie, przypominam sobie jakieś durne kompilacje umieszczone w internecie, w których ludzie podrzucają innym plecaki i torby na przystanku, do samochodu, ogrodu i w inne miejsca, a w tle narrator komentuje każdy moment porzucenia bagażu mówiąc RUN! Taki rodzaj "pranku". Właśnie sobie to uświadamiam. Próbuje coś napisać gdy mnie wyprzedzasz

JEST EWAKUACJA, MUSZE KOŃCZYĆ. ODEZWĘ SIĘ PO WSZYSTKIM. KOCHAM CIĘ MYSZKO

Napisałeś mi to z takim spokojem jakbyś regularnie był świadkiem takich zdarzeń, a wiedziałam, że to był pierwszy raz. I że się boisz.

Moja odpowiedź była dłuższa... Chciałam żebyś czuł, że przy Tobie jestem chociaż myślami i wiedział, że czekam na informacje. Czy wyprowadziło mnie to z równowagi? Nie. Nie jesteśmy przecież TYMI ludźmi, którym się zdarzają TE sytuacje. Wyjechałeś tylko do pracy na wakacje. Robisz dokładnie to samo co ja. Mieszkasz w innym miejscu, żeby mieć bliżej do pracy, jesz śniadanie, robisz sobie sam zakupy, przygotowujesz obiad, wychodzisz, wracasz zmęczony, kładziesz się spać a rano powtórka. Dzieli nas tylko 1000 km i nieco różnią się miasta i kraje, w których obecnie przebywamy. Tylko to.

Zrobiłam wszystko by wstać i maksymalnie spokojnie pójść w stronę sklepu. Byłam świadoma, że zaraz ubiorę fartuszek, poprzeglądam towary, przyniosę z zaplecza mleko kokosowe, a w tym czasie przyjdzie wiadomość, że wszystko już w porządku i to był fałszywy alarm. Duże miasto, zdarza się.

Przychodzę do pracy, wchodzę w krótki i nieco wymuszony z mojej strony dialog z szefową i czekam tylko aż wyjdzie. Coś mówi mi w mojej głowie, że już pół godziny, a tu nadal cisza. Kiedy po naszej rozmowie zostaję w sklepie wreszcie sama, postanawiam sprawdzić w internecie czy coś się stało. Otwieram wyszukiwarkę gdy do sklepu wchodzą klienci. Z uśmiechem podaję im jagodzianki, tłumaczę różnice między nimi i kasuję. Ten uśmiech mi we wszystkim bardzo pomaga. Przypomina o tym, że oboje go lubimy i różnych wspólnie spędzonych chwilach.

Nadchodzi chwila pomiędzy klientami gdy mogę jednak sprawdzić czy coś się stało. Oficjalnie. Piszę do Ciebie, ale nadal nie odpowiadasz. W sklepie ciągle są ludzie, więc nie mogę spróbować zadzwonić. Internet będzie szybszy. Wpisuje dwa słowa: nazwa miasta, zamach. Co czujesz gdy dowiadujesz się, że ktoś kogo kochasz i kto właśnie nie odpowiada na Twoje wiadomości po tym, gdy jechał w metrze, gdzie odkryto bezpański plecak, przez który zorganizowano natychmiastową ewakuację, przebywa właśnie w mieście, w którym najczęściej organizowane są zamachy terrorystyczne? Co czujesz widząc informacje, o których wcześniej nie miałaś pojęcia, że regularnie są tam ogłaszane przez policje zalecenia, że lepiej by mieszkańcy szczególnie uważali i w określonych porach omijali pewne punkty centrum, bo ryzyko jest tak duże? Co czujesz jak przychodzi do Ciebie nagle klient i zaczyna kłócić się o to, że w sklepie nie ma próbek chleba, a on nie zamierza nic kupować w ciemno?
Ja czułam, że nie znam już anatomicznych nazw warstw głowy od środka. Nie pamiętam części mózgu ani tego, że stres to moje wyzwanie. Czułam jakby ktoś nalał mi przez uszy wrzątku, a nogi przestały chcieć współpracować. Mam sobie radzić sama jeśli tak przeciążam mój organizm. SAMA. Cały urok tego słowa powodował kolejne napływy temperatury, a klient czekał na interakcję. Co miałam zrobić? Jak wam wszystkim pomóc? JAK?

Facet na szczęście szybko dał mi spokój opuszczając łaskawie sklep po tym, gdy do dziś nie rozumiem jak to zrobiłam, bardzo grzecznie odpowiedziałam mu na bezsensowne zarzuty. W końcu się udało. W sklepie pusto, więc mogę dzwonić. Wybieram Twój numer i w wyobraźni słyszę to irytujące powitanie, z którego zawsze się śmiejemy: PRZYJACIELU LUB PRZYJACIÓŁKO, NIESTETY NIE MOGĘ TERAZ ROZMAWIAĆ. ODEZWĘ SIĘ DO CIEB... nie kończę, bo słyszę coś zupełnie innego. Po kilku sygnałach uświadamiam sobie, że numer nie odpowiada. Zamieram. Wiem dobrze, że gdybyś mógł to od razu byś zadzwonił albo chociaż odebrał. Wiesz, że czekam. Napisałam Ci przecież jak bardzo się martwię i zwyczajnie boję. Usiadłam i siedziałam... Drugi numer. Ten pomysł przyszedł mi do głowy zupełnie nagle, ale przecież masz drugi, niemiecki numer. Czemu o nim zapomniałam? Wybieram zieloną słuchawkę i czekam. Tym razem przecież musi się udać. Wczoraj wieczorem to właśnie z niego do mnie dzwoniłeś. Czekam na Twój glos, ale jedyne co słyszę to beznamiętny komunikat po niemiecku, że numer jest niedostępny. Uhmm, więc tak wygląda sytuacja ludzi, którzy czekają na informacje o kimś bliskim, wiedząc, że brał udział w czymś przez przypadek? Boję się nazwać to coś nawet tylko w myślach... Nie ten czas i nie to miejsce, tak?

Zupełnie się rozkładam. Obsługuję w między czasie kilku kolejnych klientów, którzy wypytują o ksylitol, szukają bezglutenowych bułek i czekolady bez mleka, ale ciężko powiedzieć kto kontroluje to, co im odpowiadam. Nerwy schowały mnie gdzieś do tyłu, a nad ciałem kontrolę przejął racjonalizm, że na pewno nic Ci nie jest. Tylko... na jakiej podstawie? Szukam w głowie możliwości, dlaczego nie odpowiadasz. Twój telefon mógł Ci się przecież zwyczajnie rozładować. Mógł Ci też wypaść przy ewakuacji, gdy tyle osób spieszyło się by wyjść spod ziemi. Mógł Ci go ktoś wyrwać. Mogło się z nim stać tyle rzeczy... Wiem, że nie zapomniałbyś się odezwać w takiej sytuacji. Przecież to wiem.

Tak mówię, ale dzwonię kolejny raz do Ciebie a potem ostatecznie do mamy. Kolejna chwila przerwy między klientami a ja już nie mogę tego trzymać w sobie. Muszę komuś powiedzieć i pamiętam zbyt dobrze zasadę Le Chateleria z chemii... Im bardziej działasz czymś na układ, tym bardziej on przeciwdziała temu, co chcesz osiągnąć. Matura z chemii naprawdę nie była żadnym stresem. Jeszcze wtedy nie wiedziałam co to stres...

Mama powtarza moje racjonalne myśli. "Odezwie się, nic się nie mogło stać". Kończąc rozmowę niezręcznie tylko dodaje "Jak tylko będziesz coś wiedziała, daj mi znać." Ach. Czyli ona też się wystraszyła, mimo tych wszystkich uspokajających mnie słów...

Dzwonię do Ciebie jeszcze kilka razy i ciągle ta sama informacja. Mam dość.
Jest 15:30, niedługo ruch się zwiększy i na tym staram się skupić. Po krótkiej przechadzce po sklepie, widzę gdzie i czego brakuje. Idę na zaplecze ułożyć kartony, a potem malutkie sojowe mleka. Sortuje i staram się oddać całe swoje skupienie staranności, gdy czuję wibrację w kieszeni. SMS.


JESTEM, PRZEPRASZAM, ROZŁADOWAŁ MI SIĘ TELEFON. MUSIAŁEM OD RAZU IŚĆ DO PRACY PRZEZ OPÓŹNIENIE Z METRA





Skończyłabym to wszystko na tym zdaniu, ale los dopisał do tego dłuższe rozwinięcie. Gdy wieczorem wracałam samochodem z szefową, przejeżdżałyśmy koło jakiegoś kościoła. Tuż przy nim wisiał wielki plakat:

"... Rozpoznać twarz Chrystusa w uchodźcach..."

Ale to zdanie także nie zakończy tego wpisu, bo nie posądzam nikogo tylko z powodu jego wiary czy pochodzenia, o to, że mógłby być zagrożeniem. W jego mniemaniu ja też mogę nim być. Teoretycznie. Najgorszy dzień skończył się telefonem. Znów od Ciebie.

Było chwilę po 22 gdy zobaczyłam, że dzwonisz. Pracę miałeś skończyć o 24 jak zawsze, więc byłam zdziwiona.

- Widziałaś smsa? Prosiłem koleżankę, żeby napisała Ci, że wszystko w porządku. Mój telefon jest rozładowany.

Znów miałam problem by zrozumieć co masz na myśli i zapytałam wprost. Cieszyłam się, że wszystko w porządku, ale z drugiej strony... Wszystko przecież mi już wyjaśniłeś w dzień i pamiętasz. Czemu miałabym się martwić?

- Nic nie słyszałaś? Zobacz w internecie, tuż przy naszej fabryce jakiś facet zastrzelił kilka osób, a w mieście w różnych miejscach też się coś działo. Policja mówi, że to kolejny zamach. Wpisz w internecie: nazwa miasta, zamach.




Dzieliliśmy dokładnie ten sam dzień, 22.07.2016, Monachium


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Hansownie , Blogger